sobota, 22 września 2007

Urodzeni 6 grudnia


Pomijam fakt, że do tej grupy zalicza się autorka niniejszego bloga. I Bartosz Opania. I Henryk Mikołaj Górecki. Najważniejszą postacią w tej grupie będzie dziś dla mnie wyjątkowo nie moja nieskromna osoba, tylko świetny japoński kompozytor Joe Hisaishi.

Czy pamiętacie rzewny walczyk z filmu "Hana-bi", przy którym Takeshi Kitano rozkwasza mordy dwóm młodocianym przestępcom na parkingu? Albo wesołą i prostą melodyjkę, którą wygrywał Totoro na okarynie, siedząc wieczorami na gałęzi drzewa kamforowego? No to może porywający walc, kiedy Hauru i Sophie chodzili w przestworzach nad miasteczkiem?
Jeśli lubicie filmy Takeshi Kitano lyb Hayao Miyazaki, i zwracacie uwagę na muzykę w filmie, to na pewno kojarzycie już tego pana.

Trudno mi przecenić jego twórczość i wrażliwość, no i przede wszystkim wszechstronność (urodzeni 6 grudnia już tak mają). Bez problemu dostosowywał się do klimatu filmu, ale jednocześnie rzucając nieco świeższe spojrzenie na konwencje soundtrackowe. W dynamicznych scenach zamiast agresywnej industrialowej rozpierduchy - piękna muzyka symfoniczna. We wzruszającej scenie - dynamiczny jazz. Ballada na orkiestrę smyczkową, piosenka pop, utwór w konwencji smooth jazz? Nie ma sprawy.

Należę do tej znienawidzonej przez muzykologów rzeszy ignorantów, którzy muzykę klasyczną doceniają tylko w filmach (chociaż może nie do końca, bo kocham Chopina i Gershwina). Może dlatego, że muzyka musi mi się z kimś kojarzyć, więc klasycystyczne plumkanie w stylu Beethovena jest nudne, bo bez kontekstu. Muzyka pana Joe Hisaishi jest nie tylko pięknym tłem, ale też jest interesująca oderwana od filmu. Oczywiście oprócz muzyki filmowej tworzy on też samodzielne kompozycje, bardzo ładne i wysmakowane, choć z pewnością nie awangardowe.

Ciekawostka: Joe Hisaishi to oczywiscie nie jest prawdziwe nazwisko tego pana, tylko pseudonim. Kanji "hisaishi" może być też czytane jako "kunshi", co ma być japońską transkrypcją imienia Quincy, Joe pochodzi od nazwiska Jones. Ciekawe, że choć Joe Hisaishi to taki Quincy Jones po japońsku, to jednak twórczość bohatera tej notki z jazzem ma niewiele wspólnego...

No dobrze, pora na muzykę. Słowa nie nuty!

Z przepastnych zasobów youtube wybrałam następujące utwory:

Temat z filmu "Mój sąsiad Totoro"



Koncert na fortepian i nonet wiolonczelowy - "Madness"



Oficjalna strona kompozytora

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Joe Hisaishiego bardzo lubię i cenię, jak dla mnie jeden z najlepszych kompozytorów japońskich. Choć strasznie żałuję, że już nie komponuje dla Takeshiego Kitano. Szczególnie uwielbiam jego soundtrack do 'Kikujiro', jest niesamowity, idealnie pasuje do filmu. Z tych do anime to na razie 'Hauru no ugoku shiro', nie słuchałam jeszcze wszystkich.
Tak czy siak, Joe Hisaishi to naprawdę utalentowany facet. ;)
A ja się urodziłam tego dnia co Naoko Takeuchi. ;) I Takeru Kobayashi. :D

Margotka pisze...

Dla mnie osobiście rządzi soundtrack do "Spirited away", te motywy japońskie są bardzo pięknie pożenione z brzmieniem symfonicznym...

Anonimowy pisze...

OSTa do 'Spirited Away' miałam na dysku, ale tak się jakoś pechowo złożyło, że zaraz po tym jak mi się ściągnął, miałam awarię dysku i wszystko przepadło... Nawet nie zdążyłam go dobrze przesłuchać, a po jednym słuchaniu to niewiele w głowie zostaje.
Ale chyba będę musiała się w niego zaopatrzyć jeszcze raz, skoro rządzi... ;)

Anonimowy pisze...

Wpadłem podziękowac za zwrócenie uwagi na Omohide Poro Poro. Właśnie skończyłem oglądac i jestem wzruszony tym co zobaczyłem.

Piękny film, wspaniała muzyka uspokajają myśli i odprężają, pozostawiając mnie z uśmiechem na twarzy.

Jeszcze raz dziękuję.

Lucas pisze...

Jestem ciekaw tej transkrypcji Joe Hisaishi do Quincy Jones. Czy ta teoria ma autentyczne podstawy w zasadach językowych, czy jest tylko prywatnym pomysłem autorki? Można gdzieś znaleźć potwierdzenie?

Margotka pisze...

@Lucas, chyba trochę przeceniasz moją pomysłowość. Wzięłam tę informację z wikipedii.

Margotka pisze...

auuu, przepraszam, pokićkało mi się, z imdb.com