piątek, 15 czerwca 2007

Japonki na ostro




W dzisiejszej notce chciałam się podzielić moim nowym muzycznym odkryciem - zespołem Go!Go!7188.

Owa sympatyczna i ciekawa kapelka powstała w 1998 roku. W 2000 roku wydali swoją pierwszą płytę i od tego czasu ostro dają czadu, intensywnie koncertując i wydając płytkę za płytką (mają ich na koncie aż 9 - tempo Toma Waitsa!;)).
Motorem zespołu są 2 urocze panie śpiewające i grające na "wiosłach" - gitarzystka Nakashima Yumi i basistka Hamada Akiko. Za tło rytmiczne i wizualne odpowiada perkusista o ksywie Turkey.
Styl ich grania to świetna mieszanina punk-rocka, trashu i elementów popu. Melodie, jak to w japońskiej muzyce, są dość pokręcone i prezentowane mocnym, charakterystycznym wokalem Yumi dają piorunujący efekt. Ta muzyka to czysta energia i świetna zabawa. Działa na mnie tak intensywnie, że nawet kiedy siedzę zmęczona kolejną godzinę przed komputerem, ich kawałki sprawiają, że podryguję na krześle i uśmiecham się od ucha do ucha. Warto przy tym dodać, że panie Nakashima i Hamada są dobrymi instrumentalistkami, a Yumi ma niesamowitą charyzmę. Mam nadzieję, że będzie mi dane usłyszeć kiedyś ten zespół na żywo, bowiem jak na ogół nie znoszę materiałów filmowych i nagrań z koncertów, tak filmiki z ich występów mnie po prostu hipnotyzują.

Moje odkrycie zawdzięczam niezrównanemu serwisowi YouTube, który teraz wykorzystam, aby zaprezentować czytelnikom niewielki wycinek twórczości zespołu. Zaznaczam, że nie odpowiadam za żadne demolki wywołane nadmiernym przypływem energii podczas słuchania tej muzyki.

Świetna, energetyzująca piosenka i największy hicior zespołu - "Ukifune" (okraszona ciekawym teledyskiem)

A to już trochę lżejszy i bardziej popowy kawałek - "Kinkyori Renai" (do obejrzenia wyłącznie na stronie YouTube):
http://www.youtube.com/watch?v=B_vO9Bf6MRU

Oficjalna strona zespołu (wyłącznie w języku japońskim) znajduje się pod adresem:
http://www.breast.co.jp/gogo7188/

Do niedawna sądziłam, że rock umarł i nie warto się nim już interesować. Jak dobrze, że się pomyliłam...

niedziela, 10 czerwca 2007

Iwasaki Mineko

Niedawno artykułem "Gejsza - wielka zagadka orientu" podjęłam się ambitnego zadania przybliżenia czytelnikom mojego bloga kultury gejsz. Jednakże, odstąpiłam od pomysłu płodzenia fachowych i poważnych artykułów. Lata studiów nauczyły mnie, że najwięcej użytecznych informacji zawierają przykłady, a nie podręczniki, dlatego też dziś na przykładzie najwybitniejszej i najsławniejszej gejszy XX wieku przyjrzymy się nieco rytuałom i zwyczajom Świata Kwiatów i Wierzb.

Iwasaki Mineko urodziła się w 1949 roku w Kyoto jako Tanaka Masako. Przyszła na świat w wielodzietnej rodzinie artystycznej. Jej ojciec był malarzem kimon, matka zajmowała się artystycznym barwieniem tkanin, zaś 3 starsze siostry pracowały w hanamachi.

Mineko już w wieku 3 lat została zauważona przez przyjaciółkę i częstego gościa rodziny Tanaka, panią Iwasaki, matką (okāsan) Iwasaki okiya. Jedna ze staszych sióstr Mineko dość nieuczciwie rozprawiła się z okiya, nieoczekiwanie wychodząc za mąż (co oczywiście jest zawsze równoznaczne z zakończeniem kariery zawodowej gejszy), nie odpracowawszy nakładów finansowych na jej naukę i start w zawodzie. Dlatego też okāsan Iwasaki nalegała, aby Mineko wprowadziła się jeszcze jako dziecko do okiya i zaczęła edukację jako gejsza, aby później móc zostać jej następczynią. Posunięcie to wiązało się nie tylko z przeprowadzką, ale również z adopcją przez rodzinę Iwasaki, co początkowo wywołało gwałtowny sprzeciw państwa Tanaka i samej Mineko.

Mineko na próbę wprowadziła się do okiya i w przepisowym wieku 6 lat, 6 miesięcy i 6 dni zaczęła naukę w szkole gejsz. Niemalże od razu zapałała wielką miłością do tańca, co zaważyło na jej dalszym życiu. Trzy lata później Mineko została adoptowana przez rodzinę Iwasaki. Wówczas zmieniono jej też imię z Masako na Mineko, gdyż imię Masako nosiła już jedna ze starszych gejsz w okiya.

Przez lata nauki i pracy w zawodzie Mineko pięła się szybko po szczeblach kariery. W szkole była prymuską i egzamin na maiko zdała najlepiej w swoim roczniku. Pracę jako maiko zaczęła jeszcze przed przepisowym czasem (wzbudziła zainteresowanie gości jeszcze jako miranai - praktykantka, która odwiedza herbaciarnie tylko w celu obserwacji starszych koleżanek przy pracy). Już jako maiko miała przepełniony terminarz, oczywiście udzielała się też przedsięwzięciach artystycznych hanamachi, tj. paradach, spektaklach tanecznych itp. W latach 60. jej zdjęcie pojawiło się na plakatach i turystycznych gadżetach promujących Kyoto, w latach 70. wystąpiła w telewizyjnej reklamie japońskiej whiskey marki Suntory.

Wraz ze wzrostem popularności i zarobków pojawiła się niesamowita zawiść koleżanek po fachu. Gejsze żyją w okiya w swoistych rodzinach: szefową tytułuje się matką (okāsan), zaś każda gejsza od początku kariery ma tzw. starszą siostrę - pełnoprawną gejszę, dobieraną przez okāsan, która ma uczyć i pomagać w zdobyciu popularności początkującej artystce. Na nieszczęście Mineko, jej starszą siostrą została jej biologiczna starsza siostra, Yaeko (ta sama, która kiedyś wyszła za mąż i odeszła z zawodu, zdołała już rozwieść się i wrócić do hanamachi). Kobieta owa nie tylko nie spełniała swojego zadania, ale wręcz szkodziła karierze młodej Mineko. Pozbawiona oparcia ze strony rodziny, Mineko samotnie walczyła z zawiścią koleżanek.

Mineko Iwasaki odeszła z zawodu u szczytu kariery, wieku 29 lat. Jako powód podaje rozgoryczenie tym, jak hanamachi traktuje obiecujące artystki. Fakt faktem, czasy się zmieniają, a system kształcenia gejsz jest taki sam od stuleci: gejsz nie uczy się języków obcych, nie daje się im dyplomu ukończenia szkoły, który byłby honorowany jako wykształcenie średnie, gejsze mają też mniejsze dochody niż powinny, bo pieniądze pochodzące z ozashiki zasilają budżet okiya i idą w większości na stroje, zaś ze spektakli artystki nie mają nic poza satysfakcją. To wszystko sprawiło, że Mineko, już jako okāsan Iwasaki, zamknęła okiya, wyszła za mąż i zajęła się sprzedażą i konserwacją dzieł sztuki.

Bez wątpienia Iwasaki Mineko była najwybitniejszą gejszą swojego pokolenia. Jednakże, to nie dzięki temu stała się sławna poza Japonią. Sławą, i to złą, okryła ją powieść Arthura Goldena pt. "Wyznania gejszy".
Prawdą jest, że Mineko współpracowała z Goldenem. Prawdą jest, że opowiedziała mu historię swojego życia i ujawniła sporo detali dotyczących życia gejsz. Jednakże, w kodeks gejsz (i chyba w ogóle Japończyków) jest wpisana dyskrecja i skromność, więc Mineko prosiła, aby nie ujawniać jej nazwiska.
A co zrobił ten durny gaijin? Nie tylko ujawnił nazwisko Mineko. Nie tylko stworzył oszczercze dzieło sugerujące, że gejsze to prostytutki (czym zbudował mur stereotypów, który gejsze usiłują zburzyć do dziś). W wywiadach dodał jeszcze, że Mineko udzieliła mu informacji, jakoby sama sprzedała swoje dziewictwo za sumę 100 mln jenów! Jest to oczywiście bzdura, gdyż rytuał uroczystej defloracji poprzedzony licytacją był inicjacją w świecie luksusowych prostytutek (tayū), nie gejsz. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, jednakże Iwasaki Mineko na zawsze pozostała persona non grata Świata Kwiatów i Wierzb. Podobno proponowano jej nawet rytualne samobójstwo w ochaya, aby zmyć plamę na honorze.

W 2002 roku Iwasaki Mineko przy pomocy amerykańskiej dziennikarki Rande Brown opublikowała swoją autobiografię pod tytułem "Gejsza z Gion", z której zaczerpnęłam prawie wszystkie informacje zawarte w tym artykule. Książka ta nie wspomina ani słowem o Goldenie, ale dość brutalnie rozprawia się ze stereotypami przez niego stworzonymi. Jest przy tym niesamowicie ciekawa i, choć nie jest fikcją literacką, czyta się ją z zapartym tchem. Polecam gorąco tę lekturę!

Terminy związane z kulturą gejsz

Nie sposób opowiadać o kulturze gejsz bez wprowadzenia kilku podstawowych terminów. W dalszych artykułach będę posługiwać się nimi, ponieważ niektóre z tych japońskich słów nie mają swoich dobrych i w miarę zwięzłych odpowiedników w języku polskim.

hanamachi - dzielnica gejsz, w skład której wchodzą: lokale organizujące przyjęcia z gejszami, domy, w których mieszkają gejsze oraz szkoły gejsz i biuro zarządzające społecznością artystyczną
okiya - dom, w którym mieszkają gejsze
ochaya - herbaciarnia w hanamachi, na ogół ekskluzywny lokal urządzony w stylu tradycyjnym, w którym odbywają się przyjęcia z gejszami
maiko - gejsza-uczennica
geiko - pełnoprawna gejsza
ozashiki - przyjęcie z udziałem gejsz, wyprawiane w ochaya

Oczywiście terminologia związana z Światem Kwiatów i Wierzb jest dużo bardziej rozbudowana. Postaram się wprowadzić jej nieco więcej w następnych artykułach.

piątek, 8 czerwca 2007

Japoński kot przynosi szczęście!

Kto wie, czy kultura japońska nie stała mi się bliska właśnie przez wszechobecność kotów?
O ile bowiem w Europie kot przez stulecia był uważany za pomiot szatana, o tyle w Japonii był zawsze najlepszym przyjacielem człowieka. Nie czymś do szczucia złodziei i utylizacji resztek jak pies, ale właśnie przyjacielem i towarzyszem.

Jedną z najlepszych Japońskich powieści wszechczasów jest utwór Natsume Sōseki pt. "Jestem kotem". Jej bohaterem jest bezimienny szylkretowy kociak, który któregoś wieczoru przybłąkał się do domu pewnego nauczyciela angielskiego, z właściwym kotom uporem znosił ciągłe wyrzucanie za próg przez służącą (na której później zemścił się kradnąc makrelę) i w końcu został zaakceptowany jako domownik.
W powieści tej roi się od kotów, bo - co znaczące - we wszystkich domach w sąsiedztwie mieszkają owe doskonałe czworonogi. Koci świat umiejętnie przeplata się z ludzkim, nasz bohater relacjonuje bowiem podsłuchane rozmowy ludzi, swoje polowania na cykady i przygody z kocimi sąsiadami.
Kotek szybko stał się ulubieńcem przyjaciół gospodarza, którzy przesyłali mu ukłony w listach i rysowali jego podobizny na karkach noworocznych.
Na zdjęciu powyżej widnieje swoisty pomnik ku czci pisarza w kampusie uczelni, którą ukończył.

Kolejnym wybitnym japońskim kotem jest najlepszy odtwórca roli drugoplanowej w filmie anime, czarny kot imieniem Jiji. Jiji jest najlepszym przyjacielem i wspólnikiem nastoletniej czarownicy imieniem Kiki. Nieco przemądrzały i arogancki, ale uczynny i zawsze skory do pomocy małej wiedźmie. Kiki dzięki magii może z nim rozmawiać, zaś Jiji jest jej tłumaczem w kontaktach ze zwierzętami.

Koty są z resztą wszechobecne w filmach Hayao Miyazaki.

W filmie "Jeżeli się wsłuchasz" ("Whisper of the heart") pojawia się tajemniczy kot imieniem Moon (chociaż nazywany jest w zasadzie rożnie, w zależności od domu, w którym się aktualnie posila). Moon przyciąga uwagę Shizuku w pociągu i prowadzi ją do niezwykłego sklepu ze starociami na przedmieściach Tokyo.
W tym samym sklepie króluje pewna droga właścicielowi figurka Barona - dżentelmena z głową kota, którego oczy zrobione są z kamieni szlachetnych i iskrzą się w słońcu. Baron zainspirował Shizuku do napisania pierwszego opowiadania.


Najbardziej niezwykłym kotem w naszej gromadce jest Kotobus w filmie "Mój sąsiad Totoro".
Kotobus to najlepszy autobus na świecie: przyjeżdża (a raczej przybiega) na każde zawołanie Totoro, dociera wszędzie i, jeśli tego wymaga usprawnienie transportu, porusza się po drutach telegraficznych (bo co to za wysiłek dla kota przejść po trochę wyższym płocie, zwłaszcza dla magicznego) oraz wspina się po drzewach. Przy okazji miauczy zamiast ryczeć klaksonem, a jego oczy jarzą się w mroku jak latarnie (bo kto to widział pojazd bez świateł). Na dodatek Kotobus to autobus pierwszej klasy, bo w środku jest mięciutki i kudłaty.
Sam zaś Totoro ma w sobie coś z kota, mianowicie charakterystycznie ukształtowany pyszczek okraszony wąsiskami i nocny tryb zycia.

Teto, pupil Nauzykai z Doliny Wiatru, też nie jest kotem. Ale ma zdecydowanie kocie ruchy i jarzące się na zielono slepia.

No i na deser najważniejszy kot w Japonii, mianowicie Maneki Neko.

Maneki Neko (dosł. "pozdrawiający kot") to najpopularniejszy japoński amulet. Na ogół dostępny w formie porcelanowych figurek, ale też jako breloczek, obrazek lub skarbonka, przynosi szczęście w interesach. Kiedy unosi lewą łapę, przyciąga klientów, kiedy unosi prawą - szczęście i bogactwo (chociaż można się spotkać z interpretacją, że jest dokładnie na odwrót). Znaczenie dla działania amuletu ma również kolor kota - kot biały z rudo-czarnymi plamami to rzadkie umaszczenie u kota rasy japońskiej i dlatego wierzy się, że maneki neko z takim umaszczeniem przynosi szczególne powodzenie. Biały kot symbolizuje czystość, czarny i czerwony odpędzają złe duchy i choroby, złoty przynosi bogactwo, różowy - szczęście w miłości, a zielony - powodzenie w nauce. Czerwona obroża z dzwoneczkiem lub wstążka na szyi to tradycyjne "przybranie" kota w bogatych domach w epoce Edo. Kot czasem trzyma w łapce monetę (zapewne dla podkreślenia, jaki z niego materialista:D).

Tak więc zastanówmy się: czy warto przypisywać tym słodkim, miłym i mądrym zwierzakom cechy diabelskie? Japończycy już dawno zmądrzeli...

sobota, 2 czerwca 2007

Zaczarowany świat Hayao Miyazaki, czyli szczęśliwe japońskie dzieci



Na temat anime jest wiele stron www, książek, fachowej prasy, a nawet trochę prac magisterskich i doktoratów. Chyba każdy gaijin słyszał cokolwiek o anime lub widział fragment "Czarodziejki z księżyca" czy "Dragon ball".

Dlatego też nie zamierzam się wymądrzać na temat anime, a bardziej skupić na swoich refleksjach nad paroma moimi ulubionymi filmami autorstwa guru anime, Miyazaki Hayao.


Żelazna Kurtyna, potem zalew kultury amerykańskiej i hollywoodzkiej sieczki, no i wszechobecny w zachodniej cywilizacji stereotyp, że "kreskówki" sztuką nie są, nie sprzyjały popularyzacji filmów pana Miyazaki w Polsce i dopiero dwie ostatnie produkcje zostały zauważalnie wprowadzone do polskich kin.


Walcząc jak lew na różne sposoby, udało mi się jak dotąd obejrzeć następujące pozycje (i zarazem prawie wszystkie "pełnometrażowce"):
- "Hauru no ugoku shiro" ("Ruchomy zamek Hauru", 2004)
- "Sen to Chihiro no kamikakushi" ("Spirited away: w krainie bogów", 2001)
- "Mononoke hime" ("Księżniczka Mononoke", 1997)
- "Kurenai no buta" ("Szkarłatny pilot", 1992)
- "Majo no takkyûbin" ("Kiki's Delivery Service", 1989)
- "Tonari no Totoro" ("Mój sąsiad Totoro", 1988)
- "Tenkû no shiro Rapyuta" ("Laputa - zamek w chmurach", 1986)
- "Kaze no tani no Naushika" ("Nauzykaa z Doliny Wiatru",1984)

Trudno streścić w kilku słowach, o czym opowiadają te filmy, z resztą podejrzewam, że profesjonalni recenzenci zrobią to lepiej ode mnie. Najważniejsze jest w nich to, że są najpiękniejszym i najbardziej skomplikowanym koncertem fantazji w światowej kinematografii. Przypuszczam, że wielką rolę odgrywa tu animacja, która ma znacznie szersze możliwości niż tradycyjne filmy z nawet najlepszymi efektami specjalnymi i scenografią. Na przykład, w filmie "Nauzykaa z Doliny Wiatru" pojawiają się dziwaczne rośliny i zwierzęta (przypuszczam, że właśnie to był zalążek koncepcji pokemonów - stworków będących dziwacznymi krzyżówkami znanych zwierząt). W "Mój sąsiad Totoro" i "Spirited away: w krainie bogów" mamy do czynienia z przenikaniem się świata bogów i ludzi. I wszędzie jest pełno magii, niezwykłości i fantazji.

Na przykładzie owych filmów widać też, jak bardzo japońska mentalność jest różna od zachodniej. Np. w "Mój sąsiad Totoro" rodzina wprowadza się do nawiedzonego domu i... cieszy się z tego! Podczas, gdy w zachodnim filmie nawiedzony dom to zawsze kłopoty i ofiary śmiertelne, pan Kusakabe idzie z Mei i Satsuki do świątyni w ramach "dobrosąsiedzkich stosunków". Kiedy dla odmiany na Zachodzie zrobiono film o przyjaznym duszku Kacperku, wyszła z tego głupia i sentymentalna papka.

I to ostatnie stwierdzenie prowadzi mnie do następującej obserwacji: filmy te są tak inteligentne i wyzute z wszelkiej egzaltacji, że mogą być interesujące zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, niosąc zawsze ciekawe i pouczające przesłanie: że trzeba dbać o środowisko naturalne i żyć w zgodzie z naturą, że wojna jest niszczącym wszystko złem, że trzeba mieć w życiu pasję.



Myślę, że można jeszcze długo interpretować każdy film z osobna i każdy detal, ale nie będę wyręczać ewentualnych autorów prac magisterskich. Zakończę zatem mój felieton w jedyny możliwy sposób: zachęcając was z całego serca do obejrzenia tych filmów!



Moje ulubione to "Nauzykaa z Doliny Wiatru", "Mój sąsiad Totoro" i "Spirited away: w krainie bogów". A wasze?