Zaczarowany świat Hayao Miyazaki, czyli szczęśliwe japońskie dzieci
Na temat anime jest wiele stron www, książek, fachowej prasy, a nawet trochę prac magisterskich i doktoratów. Chyba każdy gaijin słyszał cokolwiek o anime lub widział fragment "Czarodziejki z księżyca" czy "Dragon ball".
Dlatego też nie zamierzam się wymądrzać na temat anime, a bardziej skupić na swoich refleksjach nad paroma moimi ulubionymi filmami autorstwa guru anime, Miyazaki Hayao.
Żelazna Kurtyna, potem zalew kultury amerykańskiej i hollywoodzkiej sieczki, no i wszechobecny w zachodniej cywilizacji stereotyp, że "kreskówki" sztuką nie są, nie sprzyjały popularyzacji filmów pana Miyazaki w Polsce i dopiero dwie ostatnie produkcje zostały zauważalnie wprowadzone do polskich kin.
Walcząc jak lew na różne sposoby, udało mi się jak dotąd obejrzeć następujące pozycje (i zarazem prawie wszystkie "pełnometrażowce"):
- "Hauru no ugoku shiro" ("Ruchomy zamek Hauru", 2004)
- "Sen to Chihiro no kamikakushi" ("Spirited away: w krainie bogów", 2001)
- "Mononoke hime" ("Księżniczka Mononoke", 1997)
- "Kurenai no buta" ("Szkarłatny pilot", 1992)
- "Majo no takkyûbin" ("Kiki's Delivery Service", 1989)
- "Tonari no Totoro" ("Mój sąsiad Totoro", 1988)
- "Tenkû no shiro Rapyuta" ("Laputa - zamek w chmurach", 1986)
- "Kaze no tani no Naushika" ("Nauzykaa z Doliny Wiatru",1984)
Trudno streścić w kilku słowach, o czym opowiadają te filmy, z resztą podejrzewam, że profesjonalni recenzenci zrobią to lepiej ode mnie. Najważniejsze jest w nich to, że są najpiękniejszym i najbardziej skomplikowanym koncertem fantazji w światowej kinematografii. Przypuszczam, że wielką rolę odgrywa tu animacja, która ma znacznie szersze możliwości niż tradycyjne filmy z nawet najlepszymi efektami specjalnymi i scenografią. Na przykład, w filmie "Nauzykaa z Doliny Wiatru" pojawiają się dziwaczne rośliny i zwierzęta (przypuszczam, że właśnie to był zalążek koncepcji pokemonów - stworków będących dziwacznymi krzyżówkami znanych zwierząt). W "Mój sąsiad Totoro" i "Spirited away: w krainie bogów" mamy do czynienia z przenikaniem się świata bogów i ludzi. I wszędzie jest pełno magii, niezwykłości i fantazji.
Na przykładzie owych filmów widać też, jak bardzo japońska mentalność jest różna od zachodniej. Np. w "Mój sąsiad Totoro" rodzina wprowadza się do nawiedzonego domu i... cieszy się z tego! Podczas, gdy w zachodnim filmie nawiedzony dom to zawsze kłopoty i ofiary śmiertelne, pan Kusakabe idzie z Mei i Satsuki do świątyni w ramach "dobrosąsiedzkich stosunków". Kiedy dla odmiany na Zachodzie zrobiono film o przyjaznym duszku Kacperku, wyszła z tego głupia i sentymentalna papka.
I to ostatnie stwierdzenie prowadzi mnie do następującej obserwacji: filmy te są tak inteligentne i wyzute z wszelkiej egzaltacji, że mogą być interesujące zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych, niosąc zawsze ciekawe i pouczające przesłanie: że trzeba dbać o środowisko naturalne i żyć w zgodzie z naturą, że wojna jest niszczącym wszystko złem, że trzeba mieć w życiu pasję.
Myślę, że można jeszcze długo interpretować każdy film z osobna i każdy detal, ale nie będę wyręczać ewentualnych autorów prac magisterskich. Zakończę zatem mój felieton w jedyny możliwy sposób: zachęcając was z całego serca do obejrzenia tych filmów!
Moje ulubione to "Nauzykaa z Doliny Wiatru", "Mój sąsiad Totoro" i "Spirited away: w krainie bogów". A wasze?
3 komentarze:
Heh,
akurat miałem to nieszczęscie, że nie widziałem 4 filmów Mizayakiego z tych które wymieniłaś, w tym trzech Twoich lubionych :P
Ps.: dobra ;D
Widziałam prawie wszystkie:) Nie można nie uśmiechać się, gdy Totoro stoi z malutkim parasolem... albo gdy Mei łaskocze go po nosie.....:)
Ps.: Czy można zdobyć w Polsce Totora ... oczywiście maskotkę?
Niestety, nic mi o tym nie wiadomo. Sama bym optowała :( W Japonii można dostać takie wielkości człowieka!
Scena na przystanku autobusowym to moja ulubiona! I ten Kotobus... :D
Prześlij komentarz