niedziela, 10 lutego 2008

Dostojewski i Kurosawa



Niedawno postanowiłam zaznajomić się ze zjawiskiem książki mówionej (praca trochę wyczerpuje mój wzrok i cierpliwość do przyswajania słowa pisanego). Na pierwszy ogień poszedł "Idiota" Fiodora Dostojewskiego w interpretacji Jacka Rozenka. Zawsze chciałam przeczytać tę powieść, a Dostojewski jest dość... mówiąc oględnie, ciężki, więc uznałam że czytany przez ładny męski głos będzie nieco łatwiejszy w odbiorze.
Nie myliłam się ani co do Dostojewskiego, ani co do książki mówionej. Historia bardzo mnie wciągnęła i już prawie skończyłam "czytać". Uznałam więc, że mogę teraz obejrzeć jakąś ekranizację, zwłaszcza, że powieść bardzo podziałała na moją wyobraźnię i miałam już jakąś wizję, jak wyglądają bohaterowie.
Całkiem przypadkiem natrafiłam w wikipedii na informację, że ekranizacji tej wspaniałej powieści podjął się sam Akira Kurosawa. Było dośc oczywiste, że nie mogłam tego przegapić!
Kurosawa zrobił to oczywiście na swój sposób: akcję przeniósł z XIX-wiecznej Rosji do powojennej Japonii. Bohaterowie otrzymali japońskie imiona i nazwiska, zmieniły się też trochę ich zawody, rangi i okoliczności w jakich los rzuca ich w wir wydarzeń. Jadnakże sama istota historii, a także większość jej szczegółów pozostała niezmieniona.
Nie będę się zagłębiać w szczegóły fabuły - odsyłam do powieści, bo naprawdę warto. Skupię się bardziej na samym filmie i moich spostrzeżeniach.

Bohaterowie


Książę Lew Nikołajewicz Myszkin (Kinji Kameda) - zdecydowanie aktor Masayuki Mori sprostał temu trudnemu zadaniu. Udało mu się odmalować postać mężczyzny prostolinijnego i dobrodusznego, ale nie głupiego. Delikatnego, ale nie zniewieściałego. Czułego, ale nie przymilnego. Godne uwagi jest też jego blade, chorowite oblicze, które wyraźnie podkreśla fakt, że książę był epileptykiem. W powieści nie było tak odczuwalne w poczynaniach księcia, że w istocie był on delikatnego zdrowia i słaby fizycznie.


Parfien Rogożyn (Denkichi Akama) - chyba nie wyobrażam sobie dobrego starego japońskiego filmu bez Toshirô Mifune. Nie wyobrażam sobie też tego namiętnego, targanego silnymi emocjami bohatera granego przez kogoś chłodnego i zdystansowanego jak klasyczny bohater dramatu samurajskiego. Toshirô Mifune jest bez wątpienia Rogożynem, o którym marzyłby sam Dostojewski. Szalony, dziki, tak intensywny w swoich gestach, słowach i poczynaniach - nie wiem, czy japońskie kino tamtych czasów miało drugiego tak ekspresyjnego aktora filmowego jak on.


Nastazja Filipowna (Taeko Nasu) - muszę przyznać, że Nastazja Filipowna jest chyba moją ulubioną postacią w tej powieści i spodziewałam się wiele po Setsuko Hara. Nie zawiodłam się! Aktorka jest przede wszystkim olśniewająco piękna. Jako Teko Nasu jest dumna, uparta, namiętna i zgorzkniała przez okrutny świat mężczyzn traktujących ją jak zabawkę. Nie podoba mi się jednakże to, że tak prosto i bez ogródek przedstawiono ją jako kobietę, którą miał każdy - nie jest to spójne z powieściową Nastazją Filipowną, która była po prostu utrzymanką Tockiego, ale taką wychowywaną od dzieciństwa na jego prywatny użytek. Nie ujawniono też okoliczności, które ukazywały, jak szalona i skrzywdzona była ta kobieta: jak groziła Tockiemu śmiercią, jeżeli ożeni się z inną kobietą (a on oczywiście chciał w końcu ożenić się z posażną panną i jawić się społeczeństwu jako uczciwy człowiek), a sama gardziła nim i odrzucała jego oświadczyny. Reasumując: w samym filmie było jej zdecydowanie ZA MAŁO.


Agłaja Jepanczyn (Ayako) - niestety, ta postać mnie dosyć rozczarowała. Przede wszystkim wygląd aktorki - nie jest wcale tak piękna jak powieściowa Agłaja, jest całkiem przeciętna (strasznie mnie wkurzał jej pieprzyk przy nosie). Sama aktorka grała dobrze, ale chyba bycie nieco nieśmiałą i rozpuszczoną pannicą każda młoda kobieta ma we krwi. Natomiast dał ciała scenarzysta: Ayako zbyt czule i bezpośrednio uwielbia Kamedę. Jest oczywistym, że go kocha, jednakże tak wprost okazywane uwielbienie i uznanie było zbyt poważne, kompletnie nie w stylu młodej damy rozpieszczonej przez bogatych rodziców i zadufanej w swojej urodzie. Powieściowa Agłaja ciągle kpiła z księcia i publicznie ośmieszała go, choć darzyła oczywiście szczerym uczuciem. Pamiętam, że podczas lektury okropnie mnie irytowało jej zachowanie.

Inni bohaterowie - bardzo się cieszę, że zepchnięto na dalszy plan postać Lebiediewa (w filmie pana Karube) i nie było w ogóle Hipolita, bo te postaci doprowadzały mnie do szewskiej pasji swoją podłością, męczyła mnie wręcz ich obecność. Trochę natomiast szkoda, że w pewnych momentach miejsce Lizawiety Prokofiewny, generałowej Jepanczyn (pani Satoko) zajął generał Jepanczyn (pan Ono). Czy to była walka z emancyacją kobiet? Lizawieta Prokofiewna jest silną osobowością, kobietą obdarzoną dużą inteligencją i charyzmą - może to nie pasowało do wizerunku przykładnej japońskiej żony i matki? Jeśli tak, to wielka szkoda, bo sama powieść jest po części rozważaniami nad kwestią feminizmu.
Filmowy Gawriła Ardalionowicz Iwołgin (Kayama) jest taki jak i w powieści: nudny, mały krętacz, zdecydowanie słaby punkt samej historii wyjściowej.

Czas i miejsce

Scenografia, muzyka i zdjęcia - mówię to z punktu widzenia osoby, która ogląda sporo filmów i bywa czasem znudzona nawet najdoskonalszym technicznie filmem - są absolutnie oszałamiające! Akcja rozgrywa się podczas zimy na wyspie Hokkaido, pośród śnieżnych zamieci, wycia wiatru i kilkumetrowych warstw śniegu. Stwarza to niesamowity nastrój, jakby podkreślający, jak dziki i okrutny jest świat na zewnątrz i że ludzie muszą walczyć wszelkimi sposobami o swoje miejsce przy piecu. Z umiejscowieniem akcji u progu lat 50. scenarzyści poszli zdecydowanie poszli na łatwiznę, gdyż z pewnością było łatwiej przedstawić pewne szczegóły powieści kiedy bohaterowie żyją bardziej w zachodnim stylu.


Co jednak jest najważniejsze i Kurosawa genialnie uchwycił: prawdziwym złem tej historii i podstawą tego dramatu jest samo społeczeństwo, jego sztywne normy obyczajowe rodzącą irytującą obłudę. Jak powiedział Tiutczew: "Rosji rozumem nie ogarniesz" - jak wiele niezrozumiałego ma w sobie ten na poły azjatycki kraj! Czytając powieść chwilami nie mogłam zrozumieć bohaterów i ich czynów, ich pobudek, sensu ich słów. Może dlatego Kurosawa podjął się ekranizacji tej właśnie powieści: bo obyczajowość japońska jest również pełna niuansów i - przynajmniej z punktu widzenia obcych - niedorzeczności. Czyż nie tak właśnie świat widzi Japonię - jako coś, czego nie da się ogarnąć rozumem?

Wszystko to oczywiście tylko moje przemyślenia, z którymi możecie się zgodzić lub nie. Faktem jest natomiast, że ten film bardzo mnie poruszył, nakłonił do wielu refleksji (w połączeniu z książką), co chyba jest wystarczającym powodem, aby umieścić go, w dobie ładnych filmików o niczym, na piedestale.


"Idiota" ("Hakuchi")
rok produkcji: 1951
reżyseria: Akira Kurosawa
scenariusz: Eijirô Hisaita, Akira Kurosawa (na motywach powieści Fiodora Dostojewskiego pt. "Idiota")
strona filmu w serwisie IMDB

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Gorąco polecam "Idiotę" czytanego przez Wojciecha Pszoniaka. Audiobuk sprzedawany był jakies dwa lata temu w kioskach. Myślę że jeszcze można go znaleźć