Przyznam się ze wstydem, że w jakiekolwiek ambitne gry strategiczne idzie mi fatalnie. Jestem w stanie grać tylko w tetrisa, a i tak nie osiągnęłam poziomu, w którym byłabym w stanie skorzystać z informacji, jaki klocek przypadnie mi upakować, kiedy skończę z bieżącym. Pocieszam się, że mam inne talenta :)
Niemniej, krzewienie uciech mentalnych i kultury japońskiej popieram w dwustu procentach, i dlatego z wielką radością przekazuję wiadomość, którą otrzymałam drogą mailową od organizatora:
12.07.2012 startują mistrzostwa Europy oraz otwarte mistrzostwa Świata w Shogi.
Impreza pierwszy raz w historii odbędzie się w Polsce, gdzie z roku na rok coraz więcej osób fascynuje się tą grą.
Japońska odmiana szachów w porównaniu do wersji klasycznej posiada więcej kombinacji oraz jest bardziej agresywna.
Rejestracja już się rozpoczęła, wśród obecnych graczy mamy ubiegło rocznego mistrza Europy oraz profesjonalnych graczy z Japonii.
Drodzy czytelnicy,
Wciąż nie mogę się otrząsnąć po odkryciu wczorajszego wieczora pewnego bloga. Blog ów, zatytułowany "japonofilka", składał się z kilku notek żywcem przekopiowanych z mojego wychuchanego, wypieszczonego bloga japonofilki. Autorka bloga była nawet na tyle śmiała, że skopiowała pierwszy, powitalny wpis "ichi... ni... san... próba mikrofonu!"
Googlając swój pseudonim i adres bloga znalazłam kilka artykułów, które korzystały z moich notek. Nie wiedziałam o ich istnieniu i mocno się zdziwiłam, że znalazłam się na wykop.pl, w linkowniach na paru blogach, a nawet obficie cytowana w pewnym blogu o anime. Wzmianka o blogu japonofilki ukazała się na następujących stronach:
Jestem wzruszona tym, że mój blog zainspirował innych. Szkoda, że nie zostałam powiadomiona wcześniej o tych wszystkich cytatach, bo bardzo chętnie umieściłabym linki tutaj, co czynię poniewczasie. W każdym z powyższych przypadków adres bloga japonofilki był podany jako źródło, więc nie mam żalu o cytaty.
Ale mam żal o to, że ktoś tak beztrosko skopiował, wkleił i podpisał się pod czymś, w co włożyłam wiele serca i wysiłku. Generalnie nie dbam o znaki wodne na fotografiach, które umieszczam w sieci, bo wiem, że nie jestem żadną Annie Leibowitz i każdy mógłby wpaść na ten sam pomysł na ujęcie, na który jakimś cudem wpadłam ja. Ale pisanie wymaga więcej czasu. Wierzcie lub nie, ale w każdą notkę, którą umieszczam na blogu, wkładam sporo pracy: wyszukuję stosownych ilustracji, szukam informacji, nierzadko czytam książki, pomysły dojrzewają w mojej głowie przez pewien czas i wtedy piszę. Wydaje mi się niemoralnym podpisywanie się pod moją pisaniną, którą tworzyłam w ramach hobby, bez wynagrodzenia, dla czystej przyjemności, ale z nie mniejszym zaangażowaniem niż moją pracę zawodową.
Dlatego apeluję do wszystkich tych, którym podobają się moje blogi: jeżeli chcecie mnie zacytować, przynajmniej podajcie źródło i byłoby również miło, gdybyście mnie powiadomili o takowym zamiarze. Jestem miła, szczodra i nie gryzę, ale mam wielką wadę - nie znoszę niesprawiedliwości.
Chciałam również z tego miejsca serdecznie podziękować administratorom serwisu pinger.pl za szybką reakcję. Świetna robota!
Jeżeli któryś z czytelników mógłby mi doradzić program do śledzenia plagiatu w sieci lub sposób na zabezpieczenie tekstu przed kopiowaniem, zapraszam do podzielenia się uwagami w komentarzach.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich uczciwych czytelników,
Margot - Japonofilka
Na deser - historia pewnego krzyku i fotografii, której sława wyprzedziła fotografa. Polecam.